sobota, 21 września 2013

Rozdział 5

Siemanko ;)  Przepraszam, że tak późno ale wczoraj prowadziłam poważne nocne przemyślenia dotyczące Percego i Annabeth. Od kiedy przeczytałam Bogów Olimpijskich tak mam ;) No dobrze... Chyba już zacznę ;)
Mroczna
_________________________________________________________________
        
                                                           ***PERCY***

Stałem w wielkim domu twarzą w twarz z Dionizosem i Chejronem. Niestety nie miał mnie kto wesprzeć w rozmowie ponieważ moja piękność słodko spała u mnie w domku. - Percy....hmmmm jak by ci to powiedzieć..- powiedział centaur. - Daj spokój staruszku.... Percy przeprowadzacie się- westchną Dionizos. - Ale....CO?!.. i przeprowadzamy się ?! Czemu my?- Zdziwiłem się. - Nie bądź głupi przeprowadzacie się z tą swoją blond panienką.- Złość we mnie kipiała. Jak on śmie obrażać Annabeth, zrobiła 5 razy więcej niż on w  swoim krótkim życiu!!!. - Dionizosie, na razie ci podziękujemy. Ja porozmawiam z Percym.-BUM. Zapach winogron i wina roznosił się po pokoju, gdzie niedawno stał Pan D. - No więc...Percy rada bogów postanowiła was przenieść w bardziej ustronne miejsce i jutro z samego rana natychmiast masz zjawić się na Olimpie... Bogowie mają z tobą porozmawiać na....pewien temat. - To coś w rodzaju misji? - spytałem zdezorientowany. - Tak chłopcze, można to tak nazwać. A teraz idź do swojego domku i z Annabeth zabierzecie się z Kaliną ponieważ zna dobrze teren leśny, a wasz nowy domek jest bardziej na odludziu...- Wyszedłem i od razu pobiegłem do domku. Moja śliczna księżniczka spała. Zacząłem ją lekko łaskotać by ją obudzić. Nic. Pocałowałem ją namiętnie w usta. Obudziła się. Zawszę to na nią działa i uśmiechnąłem się łobuzersko.
             
                                                              ***ANNABETH*** 
Śniła mi się malutka dziewczynka, może w wieku może 5 czy 4 lat. Byłam na łące. - Mamo zobacz. Patrz tata mi pomógł. Ładny ? To dla ciebie - zaświergotała podbiegając do mnie i wkładając do mi do ręki mały bukiecik polnych kwiatów. Z daleka widziałam mężczyznę w potarganych włosach, mocno zbudowanego i wysokiego. Był olśniewający Z daleka błysnęły białe zęby w promiennym uśmiechu. Zbliżał się biegiem. Nie to nie może być...- Percy- Westchnęłam. Zawsze był przystojny, ale teraz to dla mnie nie był półbóg to był bóg. Co ten facet może widzieć w takiej dziewczynie jak ja?- Wziął mnie w swoje ramiona. Myślałam, że zaraz zemdleję z zachwytu. - Kocham cię.- usłyszałam najsłodszy szept na świecie. Teraz przyjrzałam się dziewczynce, która skakała pośród polnych traw. Miała moje  jasne włoski i morskie oczy Percego. Tak jak sobie zawsze wyobrażałam nasze dziecko. O matko!!! Mam z nim dziecko!!!! To chyba szczyt moich marzeń. - Taka będzie twoja przyszłość, Annabeth Chase... To mój dar dla was. Nie ważne jaką drogą pójdziecie, to się spełni- usłyszałam głos, który niósł ze sobą jedno uczucie, miłość. Afrodyta. Dar od Afrodyty to wielki zaszczyt. I obudziłam się czując słodki pocałunki mojego chłopaka. To zawsze na mnie działa. Otworzyłam oczy uśmiechał się. - Cześć kotku - powiedział. - Pójdę się przebrać i wszystko mi opowiesz.- Powiedziałam przytulając się do niego. - Tylko nie za długo.- Zamruczał i odprowadził mnie do łazienki, gdzie ostatnio często znajdywało się moje ciuchy. Ubrałam fioletowe rurki a na to zwykły T-shirt z napisem ''My boyfriend is HERO''. Zauważyłam, że moje włosy koszmarnie się kręcą, ale nic z tym nie robiłam ponieważ wiedziałam, że Percy to uwielbia. Upięłam na włosy i wyszłam. - Percy? - zawołałam. Coś mnie objęło od tyłu.- Kocham cię ślicznotko. A teraz siadaj ponieważ mogę cię zaskoczyć.- Wziął głęboki oddech, przywołał na twarz swój powalający uśmiech i powiedział - Przeprowadzamy się....
      ***PERCY***
Gdy skończyłem, Annabeth rzuciła mi się w ramiona piszcząc - Będziemy mieszkać RAZEM!!. Tylko ty i ja. Niebo. - Proszę nie krzyczcie, uszy mi puchną- powiedziała Kalina stojąc w drzwiach domku nr 3 z uśmiechem. - Gotowi- spytała?. - Nie całkiem - powiedziałem z kwaśną miną. - Och, o to się nie martw..... Załatwione. - Pstryknęła i po pokoju przetoczył się letni wiatr. - Nie wiedziałam, że driady tak potrafią- powiedziała Annabeth z zachwytem. - Stara sztuczka.- powiedziała driada i poszliśmy za nią w głąb lasu gdzie stał domek niczym się nie wyróżniający. Weszliśmy. Jedyna różnica jaką zauważyłem, że zamiast jednoosobowego łóżka. Jest wielkie łóżko małżeńskie, wodne łóżko małżeńskie. Patrzyłem na nie trochę trochę niepewnie ponieważ dobrze pamiętam naszą przygodę w salonie materacy wodnych. Obróciłem się Kaliny nigdzie nie było. - Tej nocy nic nam nie przeszkodzi, nie pozwolę na to. Ta noc jest nasz. - Usłyszałem słodki szept Annabeth, która ręką przejechała mi po klacie. Co ona we mnie widzi. - Wszystko.- szepnęła jak by czytała mi w myślach i pocałowała mnie delikatnie. -Glonomóżdżku, musisz się trochę rozluźnić. Jutro jedziesz na misję. - Zamruczała rzucając mnie na łóżko.Zabrzmiał dźwięk konchy. - Ale to po kolacji, jestem potwornie głodna. - Powiedziała Annabeth schodząc ze mnie. - Od kiedy ty jesteś głodna?-Zachichotałem. I zeszliśmy z wzgórza na kolację.....
____________________________________________________________
Kolejny wieczorem ;) To taka cisza przed deszczem :D Bo burza to zbyt mocne określenie ;)
Mroczna

6 komentarzy:

  1. Twoja wena się rozwija bo bardzo szybko piszesz posty. Radziłabym ci dodać liste osób obserwujących twojego bloga.

    Twoja fanka bielana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zawsze genialny.
    Kocham czytać Twoje opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń