***PERCY***
Zacznijmy od tego, że wszystko się posypało (w pewnym sensie) w czasie mojej ''nieobecności''. Kiedy byłem nie przytomny, bitwa na dziedzińcu bitwa nabrała tempa, chociaż z pomocą przybyły nam rybie koniki, jak to nazywał je mój brat, Tyson. Przegraliśmy, a wróg dostał się do pałacu, wtedy zaczęła się masowa ewakuacja. Aktualnie cały ''personel'' podróżował w olbrzymiej karawanie do bezpieczniejszego miejsca, którym był drugi pałac mojego ojca. Można sobie pomyśleć, że jeżeli naszym przywódcą jest bóg to czemuż to nie może nas do niego teleportować ?! No tak, jako heros nie raz się przekonałem, że będąc bogiem można robić wszystko co ci się żywnie podoba. Ostatnio moje myśli krążyły wokół wojny bogów, ale nie zapominałem o Annabeth, która tuż przed moim wyjazdem jechała do ginekologa. Byłem ciekawy jak chyba każdy przyszły ojciec, czy dziecko rozwija się prawidłowo, czy to chłopczyk czy dziewczynka i inne ważne rzeczy, które wpływają na przebieg ciąży. Za naszą krucjatą, zapewne wysłano pościg, dlatego staraliśmy podążać w miarę szybkim tempem, chociaż przy tak wielkiej liczbie uchodźców było to trudne. Straciliśmy dużo ludzi, a innych atakowała dziwna zaraza. Woda kiedyś czysta, teraz mętna i brudna. Słyszałem pogłoski wśród dowódców, że Posejdonowi jest coraz trudniej władać nad żywiołem. Tracił nad nim kontrole. Siedziałem teraz w namiocie z moim ojcem, Trytonem i Tysonem próbując ustalić jak najszybszą i najbezpieczniejszą trasę, kiedy w pałacu zmaterializowała się postać. Miała głowę krokodyla i ludzki tors. Na biodrach nosił przepaskę, a na szyi wisiała złota...obroża? Ja i moi bracia dobyliśmy braci, a ojciec odezwał się zmęczonym, lecz zaskoczonym głosem.
- Sobku, co cie do mnie sprowadza?
- Posejdonie! Oddaj to co należy do nas, a wszystko wróci do dawnego stanu! To tylko kwestia czasu kiedy Horus zdecyduje się na atak. - Odezwał się człowiek z krokodylą głową. Miał niski i chrapliwy głos. Kiedy zza ścian namiotu wybiegli delfini strażnicy z włóczniami, on jakby od niechcenia machną ręką, a oni zmienili się w glony.
- Pamiętaj! - Zawołał jeszcze raz i rozpłynął się. Mój ojciec odwrócił się do nas i chyba pierwszy raz zobaczyłem w jego oczach strach
- Ruszamy.
***ANNABETH***
Kiedy wylądowałyśmy w Las Vegas, Silena prosiła żebym na nią poczekała na lotnisku, bo musi iść do toalety. Czekałam na nią dość długo. Może z 20 minut albo pół godziny. Kiedy wyszła była naprawdę zaniepokojona.
- Annabeth, muszę ci coś powiedzieć.
- Ale...
- Nie tutaj! - Złapała mnie za rękę i wciągnęła mnie na dwór, do jakiegoś opuszczonego magazynu, nie daleko pasu startowego. Jej skóra była strasznie gorąca. Dziewczyna obejrzała się za siebie, sprawdzając czy nikt nas nie śledzi i pchnęła mnie na wielki słup, pośrodku budynku.
- Silena? - Jej uścisk stał się niemalże bolesny, a w jej ręce pojawiła się z nie wiadomo skąd lina, bardzo gruba lina. Moja przyjaciółka w pośpiechu zaczęła mnie nią pętać, czym samym przyszpilając mnie, bez żadnej możliwości ucieczki. Gdy skończyła zaczęła nerwowo kręcić się wokół mnie, jak jakaś zgłodniała bestia. Na jej rękach zauważyłam zmarszczki i nawet nie zdążyłam mrugnąć, kiedy przede mną stał potężny potwór. Był to wąż, który miał 2 głowy, a jego ciało było w kształcie litery ''U''. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego stwora, i byłam niemalże pewna, że to coś nie pochodzi z greckiej ani rzymskiej mitologi. Stałam jak wryta, a po jakimś czasie to coś zaczęło powoli odpełzać. Kiedy straciłam monstrum z oczu, poczułam zapach dymu. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam ogień, który strasznie szybko się rozprzestrzeniał.
- Bogowie! - Pisnęłam w panice. Pomyślałam o dziecku. Co ja teraz mam zrobić ?! Zmusiłam się do logicznego myślenia. Potrzebne mi było coś ostrego. Sztylet! Leżał niedaleko mnie, ale na tyle daleko, że wątpiłam żeby mi się udało go dostać w ciągu kilku sekund. Wyciągając ręce jak najdalej się da spróbowałam po niego sięgnąć, brakowało mi jedynie kilku milimetrów. W myślach liczyłam ile czasu mi zostało. Pomogłam sobie nogą, trącając broń bliżej mnie. Kiedy go chwyciłam, od razu rozcięłam więzy. Moje nadgarstki były obtarte do krwi, ale nie zważając na ból wybiegłam z magazynu. Widziałam garstki ludzi zbiegających się powoli i krzycząc coś do siebie. Kiedy dobiegłam do miasta i ochłonęłam, spróbowałam sobie wszystko przyswoić w głowie.
Silena, to nie Silena. W takim razie gdzie jest prawdziwa dziewczyna? Jestem w Las Vegas, ale muszę się dostać do bezpieczniejszego miejsca. Obóz Herosów to jedyne miejsce, które mi przyszło na myśl. Mimo, że ostatnio był atakowany, zawsze tam wracałam jak do bezpiecznego miejsca, jak do domu.
***NATALIE***
Po dniu pełnym wrażeń, weszłam do mojego domku. Mojego rodzeństwa nie było w domu, przypuszczałam, że zostawili mnie samą, żebym się trochę przyzwyczaiła. Grupowym domku był Phil - miły chłopak o czarnych włosach i ciemno niebieskich oczach, również z piegami na nosie. Przybyłam do Obozu z niczym. Zostałam porwana w chwili największej słabości. Tęskniłam za moim ojcem i...moimi nożyczkami. Były częścią mnie, wiem, że to dziwne, ale miałam 11 par i każda nosiła swoje imię. Położyłam się na łóżku wpatrując się w ściany. Miały fioletowy odcień, a zamiast sufitu było niebo na którym świecił księżyc w pełni, otoczony setkami gwiazd. Cieszyłam, się, że nie ma przy mnie nikogo, kto by się pytał jak moje samopoczucie. Czasami jestem bardzo aspołeczna. Zdjęłam swoje glany, i nawet nie myśląc o kąpieli, położyłam się spać.
Następnego dnia obudziła mnie jakaś dziewczyna z czarnymi włosami i granatowymi oczami. Mogła mieć z około 20 lat. Uśmiechnęła się do mnie serdecznie, ukazując rząd białych zębów.
- Cześć, nazywam się Diana, ty pewnie nazywasz się Natalie ?
- T-tak.
- Przygotowałam dla ciebie świeże ubrania i radziłabym ci się wykąpać., bo lekko...zalatujesz. - Skrzywiłam się. Fakt, dziewczyna była miła, ale to nie zmieniało tego, że ja byłam bardzo drażliwa. Popatrzyłam na nią z ukosa i powoli skinęłam na znak zgody głową.
Po kąpieli poszłam na trening łucznictwa, na którym szło mi całkiem nieźle, potem miałam śniadanie. Ze zniecierpliwieniem wypatrywałam tego blondyna - Octaviana, jednak nigdzie go nie było. Resztę dnia zajął mi trening magiczny, na który uczęszczały tylko dzieci Hekate. Na początku zaczynałam od przenoszenia drobnych rzeczy, a potem zaczęłam od wyczarowywać je... znikąd. Magia to świetna zabawa dopóki ktoś cię nie zdekoncentruję. W tej samej chwili wparował jakiś chłopak o ciemnych, kręconych włosach i ciemnej skórze.
- Chejron, Clarisse...Octavian! Porwani!
______________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się podobał ^^
No dobrze to ja już się żegnam ;)
Mroczna
Super! (chyba się powtarzam) <3
OdpowiedzUsuńCo się stało z Octavianem?
Nożyczki? Twoja koleżanka kolekcjonuje nożyczki, czy to Twój genialny pomysł?
Czekam na nexta!!!
P.S wyłącz weryfikację obrazkową, proszę :)
Życzę weny <3
Tak, moja kumpela NAPRAWDĘ kolekcjonuję nożyczki ;) ma ich równo 11 ;D każda ma własne imię ^^ jest naprawdę wyjątkową osobą! Jeżeli chodzi o Octaviana to wszystko okaże się w następnym rozdziale ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję ;)
Mroczna
ochhhh :) WIdać że umiesz pisać, na prawde świetny blogg i świetne rozdziały :) ;**
OdpowiedzUsuńdziękuję :*
UsuńNie będę Ci kłamać, podobało mi się średnio- tragedii nie ma, ale genialnie też nie jest.
OdpowiedzUsuń1. Błędy rzeczowe np.
'Ja i moi bracia dobyliśmy braci"- Chyba miało być mieczy.
2. Powtórzenia- jest ich za dużo, używaj synonimów. Ten błąd ludzie, nawet pisarze, bardzo często popełniają, ale można przynajmniej ograniczyć ich liczbę do minimum, u Ciebie w pewnym momencie co drugie zdanie pojawia się wyraz dom i bitwa.
3. Akcja leci tak szybko, że zaraz połamie sobie nogi. Zwolnij, dodaj więcej opisów, przymiotników itp.
4. Akapity bardzo się przydają. Wystarczy nacisnąć "enter" i gotowe, tekst jest bardziej przejrzysty, lecisz jednym ciągiem, nagle Percy przeżywa ewakuację, a w następnym momencie zaczyna myśleć czy Ann czuje się dobrze i co z dzieckiem. No dobra, jest to normalne, no ale błagam! Nie podczas bitwy!
Ogólnie dobrze, bardzo fajna fabuła i pomysł, na pewno będę czekać ze zniecierpliwieniem na kolejną notkę (z akapitami!).
Pozdrawiam,
Amadea