Mam nadzieję, że was zaskoczę :) Jestem z rozdziału strasznie dumna ;) Dedykuję go wszystkim :)
Mroczna
_____________________________
***PERCY***
Za wszystkich stron wyskoczył potwory. Nie dało się uciec. Za sobą usłyszałem krzyk. Odwróciłem się. Moją narzeczoną ciągnęły 2 wielkie wilczury. Pomyślałem o Lykaonie. -Nieee!- Wrzasnąłem i pobiegłem po Annabeth. Dołączyła do mnie Thalia, a osłaniał nas Nico. Usłyszałem za sobą warczenie a potem poczułem tępy ból gdzieś z tyłu głowy. Nie mogłem się utrzymać i przewróciłem się, a potem była ciemność.
***ANNABETH***
Przez pół drogi byłam ciągnięta przez wilki. Wyrywanie tylko pogarszało sprawę, więc się poddałam. Mój ukochany nieprzytomny szedł zakuty w kajdanach ciągnięty po ziemi kalecząc sobie do krwi kolana i łokcie. Ten obraz był tak żałosny, że po moim policzku spłynęła łza. Thalii i Nico udało się uciec. Mieli sprowadzić pomoc. Kiedy posuwaliśmy się dalej, jaskinia wydawała się coraz bardziej ucywilizowanym miejscem. Nie wątpliwie od kilku miesięcy ktoś tu mieszkał, ktoś kto każe sobie dogadzać. Pozostaję jedno pytanie - Co z nami będzie? Zaczynało się robić coraz jaśniej. Nie widziałam skąd pochodzi źródło światłą, ale przypuszczałam, że z jakiejś komnaty. W labiryncie można było znaleźć praktycznie wszystko. Byłam ciekawa jakie jeszcze inne stworzenia, czaiły się w mroku. Jeden z wilków, który szedł na samym czele orszaku zawył przeciągle i zawarczał na swoją watahę i potwory. Weszliśmy do sali, podłoga w ty pomieszczeniu lśniła. Byłą to bardziej mozaika, przedstawiająca księżyc. Sala miała wystrój gotycki. Na samym środku sali stał....Lykaon. Działy się różne dziwne rzeczy. Potwory nie związane z Kronosem powstawały, budziły się siły przerastające nasze pojęcie. Powoli zapadaliśmy się w chaos. Lykaon na pierwszy rzut oka przypominał zwykłego biedaka proszącego o jałmużnę w obdartym ubraniu, a tak naprawdę był czystym wcieleniem zła. Król Wilków - jak siebie nazywał. - Witam w moich hmmm....skromnych progach. - Powiedział głosem przypominającym warczącego wilka, a potem zaśmiał się szyderczo co bardziej zabrzmiało jak krótki szczek. - 2 najpotężniejszych Herosów na całym świecie, dała się złapać bandzie wściekłych kundli?! Mam dzisiaj ogromne szczęście, nieprawdaż?. - Gdzieś z komnaty dobiegło nas ciche skomlenie. - Nie bez powodu was schwytałem, będę miał z tego jako takie.....korzyści. - Stajesz po złej stronie?! Nigdy nie wygracie. Kronos już niepowstanie! - Och, moja droga. Jak ty mało wiesz. Chodzi o kogoś potężniejszego. Kogoś kto was zniszczy, ale potrzebuję czasu. -A-a-annabeth..? - Spytał ktoś z tyłu. Obróciłam się, Percy był już przytomny i klęczał patrząc na swoje poranione ciało. -Percy! - Pisnęłam, chcąc do niego podbiec, ale jeden z potworów zagrodził mi drogę. Cyklop. Teraz żałowałam, że nie ma z nami Tysona. - Panie, Jackson jak miło pana widzieć. Jak się czuje pańska matka?- Mój chłopak nie odpowiedział, tylko wstał na nogi i zmierzył wyzywającym spojrzeniem wilkołaka. Czasami zazdrościłam mu odwagi. - Gdzie jest mój ojciec!? - Panno Chase, proszę się nie denerwować. Twój ojciec siedzi sobie bezpiecznie w San Francisco. To była jak to pani Grace pięknie wyraziła ''pułapka''. Wiedzieliśmy, że pod taką presją nie będziecie tracić czasu, tylko od razu wyruszycie na misję ratunkową. Sprowadziłem was tu dla naszej korzyści, ponieważ nasz pracodawca potrzebuję.....czasu. - Powiedział bawiąc się swoimi obrzydliwie długimi i brudnymi pazurami. - Dlatego też, posiedzicie sobie bezpiecznie do czasu....W naszych lochach. - Do czasu..? - Spytał syn Posejdona. - Ach, no tak. Zapomniałbym. Zapowiada się piękny koniec świata....Waszego świata. - Powiedział ze złośliwym uśmiechem. - Zabrać ich!
***PERCY***
Teraz gdy szliśmy, trzymaliśmy się za ręce i patrząc przed siebie. Za nami, szły 4 wilk i 4...półbogów. Teraz rozpoczynał się wyścig. Młodzi Półbogowie, którzy nie zostali zabrani do Obozu Herosów, nie zostali odnalezieni, zostawali włączeni w szeregi naszych wrogów. Miałem plan, który polegał na rozpaczliwej ucieczce. -Chcę jej coś powiedzieć. - Powiedziałem wskazując Annabeth palcem.Wilki wyczekująco spojrzały na jednego herosa, który widocznie był ich dowódcą. Wzruszył ramionami i machnął ręką. Pociągnąłem za sobą Annabeth i pchnąłem ją na ścianę. Położyła dłoń na moim policzku i szykowała się do pocałunku. Pokręciłem głową i delikatnie zdjąłem ją i spletliśmy dłonie. -Nie teraz...Mam plan. - Szepnąłem. W jej oczach zapaliły się iskierki. - Kiedy dam ci znać uciekniesz, okey? W tym czasie ja będę próbował ich spowolnić, a potem do ciebie dołączę. Co ty na to? - Spytałem. -Nie wiem, Percy. To zbyt ryzykowne. - To nasza jedyna nadzieja, rozumiesz?! Zrób to dla mnie...Dla Nicole. Obiecaj mi, że gdyby się coś stało będziesz biegła dalej. - Nie odpowiedziała tylko po raz drugi położyła dłoń na moim policzku i przejechała po nim czule, całując mnie. Nasz pocałunek stał się bardzo namiętny. Pragnąłem jej. Zapomniałem, że prawdopodobnie czeka nas śmierć. Zjechałem, rękami do jej talii, a ona przyciągnęła mnie do siebie. Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie, zdyszani i poszliśmy w stronę czekającej na nas ochrony.
Te lochy musiały być naprawdę daleko. Skinąłem niezauważalnie głową Annabeth, która przytuliła się do mnie i odbiegła. - Łapać ją!. - Krzyknęli zdezorientowani herosi. Wilki zawył przeciągle i rzuciły się w pogoń. Ciąłem, dźgałem i pchałem. Większość wilków, oddaliła się i zaczęła lizać rany. Pomyślałem, że to moja jedyna szansa by, uciec. Zacząłem biec, a potem poczułem potworny ból z tyłu pleców. Wrzasnąłem. Myślałem, że palą mnie żywcem, a potem przewróciłem się. Złapały mnie drgawki i spazmatycznie łapałem powietrze do płuc. To koniec.
***ANNABETH***
Nie uciekłam za daleko. Chciałam być bliżej mojego chłopaka. Właśnie miałam zawrócić i sprawdzić co z nim gdy pierścionek na moim palcu zaczął jaśnieć, a całą ręka potwornie piec. Zaraz potem usłyszałam przeszywający wrzask. - PERCY!! -Wrzasnęłam i zawróciłam. Leżał na ziemi w kałuży krwi. W jego stronę biegła 4 herosów. Nie zważałam na to i uklękłam obok niego. - Annabeth...- Powiedział słabo. -Zanurzyłam rękę w jego krwi i zaczęłam łkać. - Nie, nie rób mi tego. Jego dłoń złapała moją. - Kocham cię...chcę żebyś to wiedziała. - Percy, nie rób mi tego...NIE! - Zaczął dławić się krwią. Pościg był coraz bliżej. - Pamiętaj..Kocham...cię. - Wycharczał, a jego głowa bezwładnie opadłą na moje kolana. Przytuliłam go i zaczęłam desperacko całować szepcząc. - Obudź się, no obudź! Nie rób mi tego! - Poczułam ból brzucha i chwilowa ciemność, a potem znaleźliśmy się w....Obozie?! Wokół nas zgromadzali się herosi. Na przód wyszedł Nico, Connor, Travis, Silena, Leo, Piper, Charles, Jason, Grover i Thalia, która zatkała ręką usta i wymamrotała - Na bogów! Grover! Pędź po Chejrona! NATYCHMIAST! - Po czym podeszła do mnie razem z dziewczynami, a ja cały czas leżałam na jego ciele i gładziłam jego pierś. Otworzyłam oczy i z przerażeniem stwierdziłam, że Percy ma otwarte oczy. Kiedyś tak żywe morski i płynny kolor jego tęczówek, a teraz taki martwy. Zaszlochałam głośno. Tłum cały czas się powiększał. Przygalopował Chejron. Otworzył usta i wydał zduszony jęk. Usłyszałam znajomy wyniosły głos Drew. - Co się do cholery jasnej dzieje?!
Dopiero teraz zauważyłam, że po policzku centaura spływają łzy. - Syn Posejdona, jeden z największych herosów na całym świecie....Percy Jackson....Nie żyje.
OMG. Co? To nie może się tak skończyć...
OdpowiedzUsuńhahahahaha spokojnie ;) Będzie dobrze ;P NIe zmuszajcie mnie żebym powiedziała więcej xd ;3 może wieczorem dam jeszcze rozdział :3 to wtedy ogarniecie ^^
UsuńCO?!?! Nie.... Ja teraz ryczę Xd Wiem że będzie dobrze, ale mimo to tak cudnie piszesz, że się poryczałam ;CCC |
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do mnie: http://milosc-przyjazn-imprezy.blogspot.com/
JulkaKulka
fajnie fajnie :) wzruszające to masz i to na prawdę <3 !!!
OdpowiedzUsuń