piątek, 4 października 2013

Rozdział 10 cz2

                                                                  ***PERCY***
Siedzieliśmy i jedliśmy kolację. Mama razem z Paulem już mnie wypytali o obóz i Annabeth. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy o naszym zwycięstwie w bitwie o sztandar gdy zadzwonił telefon. Moja mama szybko odebrała i wyszła z jadalni. Razem z Paulem słyszeliśmy tylko urywki rozmowy typu -Tak...yhy...niema problemu...za 2 dni. Usłyszeliśmy  jak odkłada słuchawkę i zdążyłem usłyszeć jak Paul mruczy -Co one knują?. One ?! To robi się podejrzane. Gdy wszyscy siedzieli już przy stole szykując się do mycia naczyń zadzwonił dzwonek. -Mamy gościa! - Krzyknęła mama z kuchni. -Już otwieram. - odkrzyknąłem. Położyłem talerze na stole, otrzepałem jeansy i poszedłem otworzyć drzwi. Nawet nie zdążyłem otworzyć a już usłyszałem radosny śmiech i już leżałem na podłodze obdarowywany pocałunkami. Wdychałem słodki zapach truskawek i jakiś perfum. Annabeth. - Niespodzianka. - Zachichotała. - No właśnie widzę.- Odpowiedziałem, biorąc ją w ramiona i zataczając koło z radosnym Wiiii! mojej piękności. Poszliśmy do kuchni. - Dzień dobry, pani Jackson. - Och, Annabeth kochanie. Mów mi po imieniu. Jesteś dla mnie prawie jak córka. - Odpowiedziała moja mama mrugając do nas. - Paul i Percy zajmą się twoimi walizkami, a ty w tym czasie może coś przekąsisz? - Z wielką chęcią.- Odpowiedziała i pocałowała mnie w policzek.

                                                             ***ANNABETH***

Siedzieliśmy najedzeni w pokoju syna Posejdona grając w szachy. Mi zostały 2 konie, 1 goniec, królowa, 1 wieża, 4 piony i król. Percy'emu tylko 1 koń, król, 2 piony i 1 goniec - niezbyt potężna armia. Siedział z naburmuszoną miną 7- latka, patrząc jak przygotowuję się do ostatecznego ruchu. Na planszy po 5 minutach został mu sam król. - SZACH!!! - krzyknęłam. - Oszukiwałaś, idę spać. - Powiedział. - Percy, daj spokój nie umiesz przegrywać! - Może i nie umiem, ale idę spać. Daj buziaka na dobranoc. - Za karę nie dostaniesz. - To sam go sobie wezmę. - Powiedział z uśmiechem godnym samego boga. Rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. - Dalej będziesz stawiać opór. - Spytał unikając moich kopniaków. - No...dobrze. 1:1 dla ciebie. - Zachichotałam.  Nastawił policzek. - Na co czekasz? - Spytał. Obróciłam jego twarz i pocałowałam go w usta przejeżdżając językiem po jego dolnej wardze. Niebo.Usiedliśmy na łóżku. Przyciągnęłam go do siebie. Zagryzłam delikatnie jego wargi, a potem odsunęłam się od niego delikatnie śmiejąc się - Ależ, ty naiwny Glonomóżdżku! Dzisiaj śpisz na podłodze! - Krzyknęłam. -Ale..... - chciał krzyknąć ale nie zdążył. - Dzieci wszystko w porządku? - spytała Sally, za drzwi. - MAMO, Annabeth się nade mną znęca!!! - Tak, wszystko gra, Sally. - Odpowiedziałam. - Miłej nocy, dzieci. - odkrzyknęła i poszła w stronę swojej sypialni.

Minęły już 4 dni. Do rozpoczęcia roku szkolnego w mojej nowej szkole został 1 dzień... Ostatnie dni spędziliśmy na delektowaniu się każdą chwilą razem. Nawet na mieście kiedy szliśmy na zakupy, Percy nie zadowalał się trzymaniem mnie za rękę i kilka razy  bez ostrzeżenia pchnął mnie na ścianę jakiegoś budynku i złączył nasze usta w pocałunku. Większość ludzi na nasz widok uśmiechała się pozdrawiała nas. Teraz siedziałam w domu z Sally  w kuchni gdy nasi chłopcy poszli wspólnie pobiegać. - Annabeth, wszystko w porządku? Jesteś taka hmmm.....nieobecna. - Tak wszystko w porządku. - Ja już sama dam radę, jak chcesz możesz iść do pokoju i odpocząć, co ty na to? Powinnaś się oszczędzać. Jesteś w ciąży. - Dziękuje, może masz rację.-  Poszłam do pokoju położyć się na łóżku. Włączyłam radio i spróbowałam się zrelaksować, gdy zadzwonił telefon. Numer prywatny. Dziwne. Odebrałam. - Jeżeli kiedykolwiek chcesz zobaczyć swojego ojczulka, udaj się do Los Angeles. - Serce mi zamarło. Ten głos był raczej szeptem, szeptem w mojej głowie. Los Angeles. Tata. Nie myślałam co będzie potem gdy tam dojadę. Po prostu musiałam wyjechać. Tata. Porwali go......
______________________________________________________
Mroczna

5 komentarzy: