***ANNABETH***
Minęły
już 5 dni od powrotu Percego ze świata zmarłych. W tym roku
szkolnym żaden z Herosów nie wracał do szkoły by się uczyć.
Nastały bardzo trudne czasy i nie wątpliwe nadchodziła kolejna
wojna, ale nasz wróg pozostawał anonimowy. Być może Percy coś
podejrzewał bo ostatnio chodził z głową w chmurach. Nie myślałam
o Gavinie, ale bałam się, że nasza tajemnica może się wydać.
Może ktoś to wie i gdyby powiedział by to.....to był by już
koniec. Siedzieliśmy nad jeziorem kajakowym oglądając zachód
słońca. Szczerzę się cieszyłam z tego, że Percy nie wyjeżdża
na żadną misję. Nico siedział ostatnio w podziemiach przez co
Thalia cały czas chodziła markotna. Większość herosów, o dziwo
była teraz pod opieką boskich rodziców. Syn Posejdona siedział i
patrzył się w przejrzystą taflę wody.
- Percy...? Żyjesz? - Spytałam.
- Eee...tak, a co?
- Martwię się o mojego Glonomóżdżka.
- Pójdziemy popływać ?
- Woda, jest lodowata ?! Odbiło ci, czy co ? Poza tym nie wzięłam stroju kąpielowego. Jeżeli koniecznie chcesz, żebym się rozchorowała to poczekaj, pobiegnę po niego, pasuję ?
- Po co czekać ? - Uśmiechnął się szelmowsko i wziął mnie na ręce po czym skoczył razem ze mną do jeziora. Nie wiem czy to dzięki mojemu narzeczonemu, ale woda była naprawdę ciepła. Miałam nadzieję, że Percy mnie pocałuję. Każdy jego dotyk wprawiał mnie w podniecenie. Był dla mnie, jak to pięknie Edward Cullen określił w pewniej książce ''Moją własną odmianą heroiny'' i za każdym razem pragnęłam więcej. Wytworzył powietrzny bąbel wokół naszych ciał i zbliżył się do mnie. Puls mi przyśpieszył i delikatnie zakręciło mi się w głowie. Od czasu kiedy zostaliśmy parą, nigdy to się nie objawiało. Chociaż świadomość, że od 5 dni się nie całowaliśmy podsycała moje pragnienie. Przez te 5 feralnych dni mój narzeczony był pod uważną obserwacją Chejrona. Jego usta były teraz centymetry od moich.
Zamknęłam oczy i czekałam. Moje ręce znalazły jego. W końcu nasze usta się złączyły. Jego wygląd odrobinę się zmienił, ale w środku był w ciąż ten sam Percy. Nasz bąbel był dość duży by nas pomieścić i zostawić nam jeszcze trochę miejsca. Zaczęłam drżeć w jego ramionach, więc przyciągnęłam go bliżej siebie. Powoli nasz pocałunek stawał się coraz ponętniejszy. Potem syn Posejdona zjechał rękami do moich bioder, a ustami zszedł do szyi. Przeszliśmy z pozycji stojącej do leżącej. Widziałam przepływające obok nas hipokampy i inne stworzenia morskie, więc delikatnie się krępowałam, ale ogólnie bardzo się cieszyłam. Poczułam, że unosimy się do góry.
- Percy, co ty do cholery robisz ? - Ten kretyn chciał zepsuć tak wspaniały moment!
- Nie tutaj...- Powiedział tyłem odwrócony tyłem do mnie, ale wiedziałam, że ma ochotę na to co ja. Kiedy wypłynęliśmy na powierzchnię jakby nigdy nic przespacerowaliśmy się do naszego domku. Po drodze spotkaliśmy kilku znajomych obozowiczów, z którymi zamieniliśmy słówko. Stanęliśmy przed naszym domkiem. Mojego chłopaka nie było tu od czasu kiedy wyjechaliśmy do domu. Westchnął z zachwytem i poprowadził mnie do środka. Kiedy już nikt nie mógł nas dojrzeć, znowu zaczęliśmy się całować i położyliśmy się na łóżku. Przez chwilę leżeliśmy obściskując się, a potem przeszliśmy do pozycji siedzącej.
- Tęskniłam za tobą. - Powiedziałam rozpinając mu koszulę drżącymi rękami.
- Ja też, Annabeth. Nie wiesz jak bardzo. - Odpowiedział schodząc pocałunkami w dół.
Kiedy obydwoje byliśmy nadzy, Percy zawisł nade mną opierając swoje czoło o moje. Pogładziłam jego ciemne włosy i znowu zaczęliśmy się całować. W końcu nasze ciała się złączyły. Leżeliśmy teraz w swoich objęciach i śmiałam się z żartów syna Posejdona. Prawdopodobnie właśnie w obozie wszyscy teraz siedzieli na ognisku.
- Percy?
- Tak, kochanie? - Spodobało mi się jak wymówił ostatnie słowo.
- Zgłodniałam. - Powiedziałam, krzywiąc się. Akurat w takiej chwili!
- To co, idziemy na ognisko?
- Taak. Poczekaj pójdę się ubrać, okey ?
- Nie ma sprawy. -Powiedział i złapał mnie w pasie dając mi buziaka. Ostatnio na obozie było dość chłodno, więc ubrałam sweter i rurki.
Kiedy wyszłam, Percy siedział już ubrany czekając na mnie.
- Gotowy ?
- To ja powinienem cię o to spytać. - Powiedział uśmiechając się.
Złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy ścieżką w dół zbocza. Płomienie ognia powoli było widać zza drzew. Musieli się naprawdę dobrze bawić, pomyślałam. Szliśmy raźnym korkiem, więc szybko byliśmy na miejscu. Dionizos zgromi nas tylko wzrokiem, ale nic nie powiedział. Wszyscy śpiewali piosenkę Morska Bryza – ulubiona piosenka Percego. Opowiadała ona o wielkich tajemnicach, które skrywa morze i o jego pięknie. Usiedliśmy razem . Pamiętam, że przy każdym ognisku od czasu mojego porwania, marzyłam by Percy chociaż raz usiadł obok mnie, ale on cały czas siadał obok chłopaków. Silena mnie wtedy pocieszała i mówiła, że jemu na mnie zależy,... że to widać. Nie myliła się. Kiedy przeszliśmy do bardziej smętnej, romantycznej piosenki Chaty wśród drzew, Beckendorf wziął córkę Afrodyty za rękę i przyprowadził ją na dam środek placu. Wszyscy wstrzymali oddech i patrzyli jak syn Hefajstosa klęka na jedno kolano.
- ...Sileno, wyjdziesz za mnie ? - Spytał. Dziewczyna z niedowierzaniem patrzyła na pierścionek, a po jej policzkach pociekły łzy.
- TAK! - Pisnęła i rzuciła się w ramiona ukochanemu. Płomienie wzniosły się jeszcze wyżej kiedy wszyscy zaczęli bić brawa i gwizdać. Zazdrościłam Silenie oświadczyn. Były...bardziej romantyczne. Chociaż uważam, że Percy miał wzgląd na to, że więcej możemy się nie zobaczyć.
Przytuliłam się do Percego a on zaczął mnie z zapamiętaniem całować. Kiedy Charles wrócił na miejsce z roztrzęsioną ze szczęścia Sileną, wszyscy zwrócili wzrok na nas i zaczęli gwizdać.
- Oświadcz się jej, chłopie! - Ktoś krzykną.
- On się już to zrobił, ośle! - Powiedziała zniecierpliwiona Thalia, wchodząc na plac.
Wszyscy zaczęli bić brawa, moja przyjaciółka podeszła do centaura i Dionizosa mówiąc im coś tak cicho, że nikt by ich nie usłyszał. Co oni znowu knuli ?
***THALIA***
- Nie możecie lekceważyć bogów ! - Syknęłam aby nikt poza moimi rozmówcami mnie nie usłyszał.
- Moja droga... Po pierwsze przypominam ci, że ja też jestem bogiem. Po drugie, nikt tu nie lekceważy bogów, po prostu stwierdziliśmy razem z Chejronem, że twój przyjaciel nie jest jeszcze gotowy. - Odpowiedział Dionizos patrząc na mnie uprzejmie ale wyniośle jak na głupiutkie małe dziecko. Nie znosiłam takiego traktowania. Ostatnio miewałam humory, ale to tylko dlatego, że Nico mnie zostawił w tym miejscu. ''Będziesz tu bezpieczna''-zastanawiam się teraz dlaczego to powiedział.
- Niech będzie, ale kiedy chcecie go o tym powiadomić ?
- Dajmy mu jakiś tydzień. - Odezwał się centaur.
- Tydzień ?! Przez tydzień może ich już tam nie być !
- Wychodzili z gorszych sytuacji. - Powiedział uspakajającym tonem Dionizos.
- Tak ?! Setki potworów głębinowych, stare duchy wodne i tytan na głowie ?!
- Thalio, jeżeli koniecznie chcesz tak dyskutować, może pójdziemy do Wielkiego Domu ? Prychnęłam i odmaszerowałam w stronę domku Zeusa. Postanowiłam wykonać iryfon do mojego chłopaka. Strasznie się o niego martwiłam. Jak zwykle na środku stał kamienny posąg mojego ojca. Jason siedział nadal na ognisku. Obiecałam, że nic nie powiem Piper, ale po prostu żal było patrzeć jak dziewczyna patrzy na niego łakomym wzrokiem, a ten idiota nie chcę jej wyznać co czuję. Faceci.... Wygrzebałam z plecaka woreczek ze złotymi drachmami.
- O bogini Iris, przyjmij moją ofiarę i pokaż mi Nico Di Angelo. - Powiedziałam, rzucając monetę w wodną mgiełkę. Obraz się nie pokazywał.
- Czas odwiedzić mojego wuja. - Szepnęłam sama do siebie zaczynając pakować swoje rzeczy do plecaka.
***PERCY***
Minął równo tydzień od oświadczyn Charlesa Beckendorfa i naszego ogniska. Właśnie odbywał się trening szermierczy. Dzieci Afrodyty jak zwykle siedziały na trybunach i przypatrywały się nam. Kilka dziewczyn usadowiły się niedaleko mnie i wbijały we mnie łapczywie wzrok, co mnie wnerwiało. Po 20 minutach zdjąłem koszulkę co spotkało się z westchnieniami zachwytu od strony córek bogini miłości. Ćwiczyłem przez 2 godziny. Kiedy stwierdziłem, że na dzisiaj koniec, poszedłem w stronę boiska do siatkówki. Lubiłem patrzeć jak dzieci Apollina dają łomot tym od Demeter. Obróciłem się. Za mną nieśpiesznym krokiem podążała Drew – była grupowa domku Afrodyty. Nie zważając na nią usiadłem na ławce przy brzegu jeziora, tak by za mną zachodziło słońce a przede mną rozgrywał się ostry mecz siatkówki. Niespodziewanie obok mnie usiadła Drew i wyciągnęła małą karteczkę... Wstrzymałem oddech.
***DREW***
Kiedy usiadłam obok Percego i wyciągnęłam liścik od Gavina, zaczęłam myśleć jak można skrzywdzić takie słodkie ciasteczko jak on ?! Nie była jego warta, a teraz syn Posejdona będzie potrzebował kogoś kto opatrzy jego złamane serduszko...mnie.
- Percy... Ta kartka...jest od chłopaka Annabeth. No bo... Kiedy cię nie było... Ona umawiała się...z innym. - Powiedziałam zagryzając wargę dla lepszego efektu.
- Co ty do jasnej cholery...! - Nie dokończył bo wcisnęłam mu do ręki liścik.
- Widzisz ? - Spytałam.
- Skąd mam pewność, że liścik jest do Annabeth i czy w ogóle go nie podrobiłaś ?
- Mogę to udowodnić !
- To na co czekasz ?
- ''Przysięgam na rzekę Styks, że ten liścik nie został podrobiony i jest zaadresowany do Annabeth Chase, córki Ateny – bogini mądrości.'' - Powiedziałam. Usłyszeliśmy głos pioruna, a ja cały czas stałam na nogach. Popatrzyłam Percemu w oczy i zobaczyłam w nich strach.
- Pokaż mi to ! - Syknął.
***PERCY***
Nie! Nie! NIE! Drżącymi rękami wziąłem liścik i przeczytałem. Dziękuję za wspaniałą noc. Kocham cię! Twój Gavin. Gavin ? Kojarzę to imię. To przypadkiem nie chłopak od Demeter, który w środę za karę sprzątał stajnie ? Spojrzałem w oczy Drew i po raz pierwszy w życiu powiedziałem do niej :
- Dziękuję. - Wyszeptałem. Kiedy przebiegała przez boisko klepnęła jednego chłopaka w ramię i powiedziała coś do niego. Po chwili ten sam blondyn podążał w moją stronę z pewnym siebie uśmieszkiem, który miałem zamiar rozmazać mu po twarzy.
- Ty jesteś, Gavin ? - Spytałem przez zęby.
- We własnej osobie. - Powiedział ochoczo.
- To powiedz mi w takim razie co to jest do jasnej ciasnej ?! - Krzyknąłem wcisjkając mu jego miłosny liścik do mojej dziewczyny.
- To..to to, jest list. - Powiedział i zauważyłem w jego oczach strach. Sprawiło mi to ogromną satysfakcję.
- A możesz mi łaskawie, powiedzieć do kogo...?! - Krzyknąłem.
- Skąd go masz ? - Wyjąkał.
- Nie twoja sprawa! Gadaj!
- Ja...przepraszam... - W tym momencie nie wytrzymałem, i woda z jeziora chlusnęła z całą siłą prosto na niego. Gracze powoli zaczęli się odwracać i krzyczeć, a ja z satysfakcją patrzyłem jak chłopak leży nieprzytomny i mokry na ziemi. Nie mogłem się powstrzymać i kopnąłem go prosto w żebra. Ja taki nie jestem! - mówił mi głosik w mojej głowie, ale nienawiść i gniew przysłoniły wszystko. Jeszcze nie skończyłem, pomyślałem i pobiegłem do Annabeth ze łzami gniewu w oczach i zadając sobie cały czas to same pytanie: Dlaczego...?!
- Percy...? Żyjesz? - Spytałam.
- Eee...tak, a co?
- Martwię się o mojego Glonomóżdżka.
- Pójdziemy popływać ?
- Woda, jest lodowata ?! Odbiło ci, czy co ? Poza tym nie wzięłam stroju kąpielowego. Jeżeli koniecznie chcesz, żebym się rozchorowała to poczekaj, pobiegnę po niego, pasuję ?
- Po co czekać ? - Uśmiechnął się szelmowsko i wziął mnie na ręce po czym skoczył razem ze mną do jeziora. Nie wiem czy to dzięki mojemu narzeczonemu, ale woda była naprawdę ciepła. Miałam nadzieję, że Percy mnie pocałuję. Każdy jego dotyk wprawiał mnie w podniecenie. Był dla mnie, jak to pięknie Edward Cullen określił w pewniej książce ''Moją własną odmianą heroiny'' i za każdym razem pragnęłam więcej. Wytworzył powietrzny bąbel wokół naszych ciał i zbliżył się do mnie. Puls mi przyśpieszył i delikatnie zakręciło mi się w głowie. Od czasu kiedy zostaliśmy parą, nigdy to się nie objawiało. Chociaż świadomość, że od 5 dni się nie całowaliśmy podsycała moje pragnienie. Przez te 5 feralnych dni mój narzeczony był pod uważną obserwacją Chejrona. Jego usta były teraz centymetry od moich.
Zamknęłam oczy i czekałam. Moje ręce znalazły jego. W końcu nasze usta się złączyły. Jego wygląd odrobinę się zmienił, ale w środku był w ciąż ten sam Percy. Nasz bąbel był dość duży by nas pomieścić i zostawić nam jeszcze trochę miejsca. Zaczęłam drżeć w jego ramionach, więc przyciągnęłam go bliżej siebie. Powoli nasz pocałunek stawał się coraz ponętniejszy. Potem syn Posejdona zjechał rękami do moich bioder, a ustami zszedł do szyi. Przeszliśmy z pozycji stojącej do leżącej. Widziałam przepływające obok nas hipokampy i inne stworzenia morskie, więc delikatnie się krępowałam, ale ogólnie bardzo się cieszyłam. Poczułam, że unosimy się do góry.
- Percy, co ty do cholery robisz ? - Ten kretyn chciał zepsuć tak wspaniały moment!
- Nie tutaj...- Powiedział tyłem odwrócony tyłem do mnie, ale wiedziałam, że ma ochotę na to co ja. Kiedy wypłynęliśmy na powierzchnię jakby nigdy nic przespacerowaliśmy się do naszego domku. Po drodze spotkaliśmy kilku znajomych obozowiczów, z którymi zamieniliśmy słówko. Stanęliśmy przed naszym domkiem. Mojego chłopaka nie było tu od czasu kiedy wyjechaliśmy do domu. Westchnął z zachwytem i poprowadził mnie do środka. Kiedy już nikt nie mógł nas dojrzeć, znowu zaczęliśmy się całować i położyliśmy się na łóżku. Przez chwilę leżeliśmy obściskując się, a potem przeszliśmy do pozycji siedzącej.
- Tęskniłam za tobą. - Powiedziałam rozpinając mu koszulę drżącymi rękami.
- Ja też, Annabeth. Nie wiesz jak bardzo. - Odpowiedział schodząc pocałunkami w dół.
Kiedy obydwoje byliśmy nadzy, Percy zawisł nade mną opierając swoje czoło o moje. Pogładziłam jego ciemne włosy i znowu zaczęliśmy się całować. W końcu nasze ciała się złączyły. Leżeliśmy teraz w swoich objęciach i śmiałam się z żartów syna Posejdona. Prawdopodobnie właśnie w obozie wszyscy teraz siedzieli na ognisku.
- Percy?
- Tak, kochanie? - Spodobało mi się jak wymówił ostatnie słowo.
- Zgłodniałam. - Powiedziałam, krzywiąc się. Akurat w takiej chwili!
- To co, idziemy na ognisko?
- Taak. Poczekaj pójdę się ubrać, okey ?
- Nie ma sprawy. -Powiedział i złapał mnie w pasie dając mi buziaka. Ostatnio na obozie było dość chłodno, więc ubrałam sweter i rurki.
Kiedy wyszłam, Percy siedział już ubrany czekając na mnie.
- Gotowy ?
- To ja powinienem cię o to spytać. - Powiedział uśmiechając się.
Złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy ścieżką w dół zbocza. Płomienie ognia powoli było widać zza drzew. Musieli się naprawdę dobrze bawić, pomyślałam. Szliśmy raźnym korkiem, więc szybko byliśmy na miejscu. Dionizos zgromi nas tylko wzrokiem, ale nic nie powiedział. Wszyscy śpiewali piosenkę Morska Bryza – ulubiona piosenka Percego. Opowiadała ona o wielkich tajemnicach, które skrywa morze i o jego pięknie. Usiedliśmy razem . Pamiętam, że przy każdym ognisku od czasu mojego porwania, marzyłam by Percy chociaż raz usiadł obok mnie, ale on cały czas siadał obok chłopaków. Silena mnie wtedy pocieszała i mówiła, że jemu na mnie zależy,... że to widać. Nie myliła się. Kiedy przeszliśmy do bardziej smętnej, romantycznej piosenki Chaty wśród drzew, Beckendorf wziął córkę Afrodyty za rękę i przyprowadził ją na dam środek placu. Wszyscy wstrzymali oddech i patrzyli jak syn Hefajstosa klęka na jedno kolano.
- ...Sileno, wyjdziesz za mnie ? - Spytał. Dziewczyna z niedowierzaniem patrzyła na pierścionek, a po jej policzkach pociekły łzy.
- TAK! - Pisnęła i rzuciła się w ramiona ukochanemu. Płomienie wzniosły się jeszcze wyżej kiedy wszyscy zaczęli bić brawa i gwizdać. Zazdrościłam Silenie oświadczyn. Były...bardziej romantyczne. Chociaż uważam, że Percy miał wzgląd na to, że więcej możemy się nie zobaczyć.
Przytuliłam się do Percego a on zaczął mnie z zapamiętaniem całować. Kiedy Charles wrócił na miejsce z roztrzęsioną ze szczęścia Sileną, wszyscy zwrócili wzrok na nas i zaczęli gwizdać.
- Oświadcz się jej, chłopie! - Ktoś krzykną.
- On się już to zrobił, ośle! - Powiedziała zniecierpliwiona Thalia, wchodząc na plac.
Wszyscy zaczęli bić brawa, moja przyjaciółka podeszła do centaura i Dionizosa mówiąc im coś tak cicho, że nikt by ich nie usłyszał. Co oni znowu knuli ?
***THALIA***
- Nie możecie lekceważyć bogów ! - Syknęłam aby nikt poza moimi rozmówcami mnie nie usłyszał.
- Moja droga... Po pierwsze przypominam ci, że ja też jestem bogiem. Po drugie, nikt tu nie lekceważy bogów, po prostu stwierdziliśmy razem z Chejronem, że twój przyjaciel nie jest jeszcze gotowy. - Odpowiedział Dionizos patrząc na mnie uprzejmie ale wyniośle jak na głupiutkie małe dziecko. Nie znosiłam takiego traktowania. Ostatnio miewałam humory, ale to tylko dlatego, że Nico mnie zostawił w tym miejscu. ''Będziesz tu bezpieczna''-zastanawiam się teraz dlaczego to powiedział.
- Niech będzie, ale kiedy chcecie go o tym powiadomić ?
- Dajmy mu jakiś tydzień. - Odezwał się centaur.
- Tydzień ?! Przez tydzień może ich już tam nie być !
- Wychodzili z gorszych sytuacji. - Powiedział uspakajającym tonem Dionizos.
- Tak ?! Setki potworów głębinowych, stare duchy wodne i tytan na głowie ?!
- Thalio, jeżeli koniecznie chcesz tak dyskutować, może pójdziemy do Wielkiego Domu ? Prychnęłam i odmaszerowałam w stronę domku Zeusa. Postanowiłam wykonać iryfon do mojego chłopaka. Strasznie się o niego martwiłam. Jak zwykle na środku stał kamienny posąg mojego ojca. Jason siedział nadal na ognisku. Obiecałam, że nic nie powiem Piper, ale po prostu żal było patrzeć jak dziewczyna patrzy na niego łakomym wzrokiem, a ten idiota nie chcę jej wyznać co czuję. Faceci.... Wygrzebałam z plecaka woreczek ze złotymi drachmami.
- O bogini Iris, przyjmij moją ofiarę i pokaż mi Nico Di Angelo. - Powiedziałam, rzucając monetę w wodną mgiełkę. Obraz się nie pokazywał.
- Czas odwiedzić mojego wuja. - Szepnęłam sama do siebie zaczynając pakować swoje rzeczy do plecaka.
***PERCY***
Minął równo tydzień od oświadczyn Charlesa Beckendorfa i naszego ogniska. Właśnie odbywał się trening szermierczy. Dzieci Afrodyty jak zwykle siedziały na trybunach i przypatrywały się nam. Kilka dziewczyn usadowiły się niedaleko mnie i wbijały we mnie łapczywie wzrok, co mnie wnerwiało. Po 20 minutach zdjąłem koszulkę co spotkało się z westchnieniami zachwytu od strony córek bogini miłości. Ćwiczyłem przez 2 godziny. Kiedy stwierdziłem, że na dzisiaj koniec, poszedłem w stronę boiska do siatkówki. Lubiłem patrzeć jak dzieci Apollina dają łomot tym od Demeter. Obróciłem się. Za mną nieśpiesznym krokiem podążała Drew – była grupowa domku Afrodyty. Nie zważając na nią usiadłem na ławce przy brzegu jeziora, tak by za mną zachodziło słońce a przede mną rozgrywał się ostry mecz siatkówki. Niespodziewanie obok mnie usiadła Drew i wyciągnęła małą karteczkę... Wstrzymałem oddech.
***DREW***
Kiedy usiadłam obok Percego i wyciągnęłam liścik od Gavina, zaczęłam myśleć jak można skrzywdzić takie słodkie ciasteczko jak on ?! Nie była jego warta, a teraz syn Posejdona będzie potrzebował kogoś kto opatrzy jego złamane serduszko...mnie.
- Percy... Ta kartka...jest od chłopaka Annabeth. No bo... Kiedy cię nie było... Ona umawiała się...z innym. - Powiedziałam zagryzając wargę dla lepszego efektu.
- Co ty do jasnej cholery...! - Nie dokończył bo wcisnęłam mu do ręki liścik.
- Widzisz ? - Spytałam.
- Skąd mam pewność, że liścik jest do Annabeth i czy w ogóle go nie podrobiłaś ?
- Mogę to udowodnić !
- To na co czekasz ?
- ''Przysięgam na rzekę Styks, że ten liścik nie został podrobiony i jest zaadresowany do Annabeth Chase, córki Ateny – bogini mądrości.'' - Powiedziałam. Usłyszeliśmy głos pioruna, a ja cały czas stałam na nogach. Popatrzyłam Percemu w oczy i zobaczyłam w nich strach.
- Pokaż mi to ! - Syknął.
***PERCY***
Nie! Nie! NIE! Drżącymi rękami wziąłem liścik i przeczytałem. Dziękuję za wspaniałą noc. Kocham cię! Twój Gavin. Gavin ? Kojarzę to imię. To przypadkiem nie chłopak od Demeter, który w środę za karę sprzątał stajnie ? Spojrzałem w oczy Drew i po raz pierwszy w życiu powiedziałem do niej :
- Dziękuję. - Wyszeptałem. Kiedy przebiegała przez boisko klepnęła jednego chłopaka w ramię i powiedziała coś do niego. Po chwili ten sam blondyn podążał w moją stronę z pewnym siebie uśmieszkiem, który miałem zamiar rozmazać mu po twarzy.
- Ty jesteś, Gavin ? - Spytałem przez zęby.
- We własnej osobie. - Powiedział ochoczo.
- To powiedz mi w takim razie co to jest do jasnej ciasnej ?! - Krzyknąłem wcisjkając mu jego miłosny liścik do mojej dziewczyny.
- To..to to, jest list. - Powiedział i zauważyłem w jego oczach strach. Sprawiło mi to ogromną satysfakcję.
- A możesz mi łaskawie, powiedzieć do kogo...?! - Krzyknąłem.
- Skąd go masz ? - Wyjąkał.
- Nie twoja sprawa! Gadaj!
- Ja...przepraszam... - W tym momencie nie wytrzymałem, i woda z jeziora chlusnęła z całą siłą prosto na niego. Gracze powoli zaczęli się odwracać i krzyczeć, a ja z satysfakcją patrzyłem jak chłopak leży nieprzytomny i mokry na ziemi. Nie mogłem się powstrzymać i kopnąłem go prosto w żebra. Ja taki nie jestem! - mówił mi głosik w mojej głowie, ale nienawiść i gniew przysłoniły wszystko. Jeszcze nie skończyłem, pomyślałem i pobiegłem do Annabeth ze łzami gniewu w oczach i zadając sobie cały czas to same pytanie: Dlaczego...?!
_______________________________________Rozdział krótki i może odrobinę nudny :c
Chcę się trochę pobawić Percym i Annabeth
Ale przysięgam na rzekę Styks, że w końcu bd razem :)
Mroczna
Chcę się trochę pobawić Percym i Annabeth
Ale przysięgam na rzekę Styks, że w końcu bd razem :)
Mroczna