sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 24

                                                                       ***LEO***

- Agh! Koty?! Naprawdę?! Nie znoszę kotów! - jęknąłem. Obróciłem się chcąc zawołać Jasona, ale nie uwierzycie... On się beztrosko siłował z jakimś sokołem, a mi zostawił na karku armię puszków, tylko, że te puszki były wielkości psa. Popatrzyłem na wzgórze Herosów... W oddali zauważyłem smukłą sylwetkę jakiejś kobiety. Ręce miała uniesione do góry, a w jej stronę biegł Carter. Otrząsnąłem się z szoku i zaatakowałem jednego z tygrysków moim młotem. Walczyłem z potworami, z bogami i herosami, ale jeszcze nigdy nie zabiłem zwierzęcia. Tylko, że to zwierze...właśnie chciało mi wydrapać oko.
- Mraaaau! - Wrzasnęło kocisko i rozpłynęło się.
- Ty tam! Wstawaj! Lecę za Carterem żeby go osłaniać! Musimy zdjąć zaklęcie z Bastet! - Krzyknęła magiczka.
- Jason! - Chłopak trzasnął ptaka piorunem. Sokół zaczął spadać w dół i w ostatniej chwili wyrównał lot. Obróciłem cię i z pół obrotu walnąłem go młotem. Wrzasną i rozpłynął się. Ruszyliśmy w wir walki. Wraz z Jasonem usmażyliśmy chyba z tysiąc kanapowców, gdy na południe od nas nasi nowi przyjaciele używali różnorodnych zaklęć by...no nie wiem... uwolnić tą kobietę? zniszczyć ją? Ale jeżeli  dzieliło nas  tylko to od wygranej...nie mieliśmy wyboru. Inni obozowicze dzielnie stawiali czoła przeciwnikom. Kiedy obróciłem się, za mną walczył 8 letni Josh z wielkim rudym kocurem. Przebił bestię włócznią i uśmiechną się przelotnie. Otworzyłem usta, żeby go pochwalić, ale w tej samej chwili coś czarnego rzuciło się na chłopaka i znikli mi z oczu. Taranem zaatakowałem kolejnego potwora i ciemno włosy chłopczyk mignął mi przed oczami.
- Będzie dobrze. - Szepnąłem sam do siebie.

                                                                ***CARTER***
- Bastet! Ocknij się! BASTET! - Krzyczałem! To wszystko stało się tak szybko! Horus musiał w tym maczać palce! Od kilkunastu tygodni się do mnie nie odzywa! Dowiedzieliśmy się o Wojnie Bogów od Besa... Jak zwykle paplał co mu ślina na język przyniesie.. i proszę. Jako mniejsze bóstwo, Bes niezbyt interesuję się sprawami innych bogów, więc nie musimy się martwić, że jakiś brudny, ponad miarę agresywny krasnal nas zaatakuje. Za mną podążał wężyk kotów, które Ziya starała się trzymać na dystans, kiedy ja miałem złamać zaklęcie. Tyle, że próbowałem już wszystkiego. Za każdym razem mnie odrzucało.
- Carter! Za tobą! - Krzyknęła moja dziewczyna. Skoczyła na mnie wielka biała pantera. Przewróciliśmy się na ziemie.  Bestia podniosła łapę. Zasłoniłem twarz, ale prawdopodobnie i tak to by nic nie dało. Ziya pisnęła i zaczęła biec w moją stronę.
- Bastet. Ja wiem, że ty tego nie chcesz. - Powiedziałem, a kot warknął dając mi znać żebym się zamknął.  Potok nie zrozumianych zaklęć z ust mojej kociej przyjaciółki ustał. Otworzyła oczy i głęboko zachłysnęła się powietrzem. 
- Kocięta. - Wyszeptała i w tym momencie kocur, który najwyraźniej zamierzał mnie zjeść zmienił się w małego kotka, siedzącego na moim brzuchu. Warknął, ale brzmiało to bardziej jak koci płacz. Mimo sytuacji, która zaistniała starałem się nie roześmiać. Otrzepałem się z ziemi i razem z Ziyą podeszliśmy do bogini, która skuliła się i tępo patrzyła się w niebo. Obróciłem się w stronę mojej towarzyszki i dałem jej do rąk małego puszystego kociaka, ale jej twarz ani trochę nie złagodniała.
- Chodź Bastet. To nie twoja wina..Nie musisz się obwiniać.. Myślę, że zrobił...- Położyłem jej rękę na plecach i zachęciłem do wstania, ale o mało co nie straciłem dłoni. Bogini syknęła i w miejscu gdzie była moja dłoń, widniała dziura w kombinezonie, a przez rozcięcie było widać kawałek jakiegoś hieroglifu.
- Poczekaj.. - Wyrwałem się delikatnie Ziy i podszedłem do boginki. Rozchyliłem materiał i na plecach widniał świeżo wytatuowany znak Horusa. 
- Wiedziałem! - Krzyknąłem, że aż spłoszyłem małego kotka z rąk mojej przyjaciółki. Zwierzątko podbiegło do bogini i dosłownie wskoczyło do niej. Zostało wchłonięte w miejsce tatuaża.
- Boli.- Jęknęła moja kocia opiekunka. Ziya podeszła do niej i złapała ją za jedno, a ja za drugie ramię.
- A teraz z górki. - Sapnęła magiczka.





                                                                 ***LEO***
- Czy to nie za łatwe? - Spytał mnie Jason.
- Ciesz się, że na razie to koniec. - Odpowiedziałem rozglądając się za innymi rannymi obozowiczami, których trzeba by było zanieść do Wielkiego Domu. Właśnie w bohaterski sposób ratowałem śliczną brunetkę od Hermesa przed pazurami kociska kiedy po obozie rozniosło się echo westchnienia ulgi i wszystkie bestie pozamieniały się w koty normalnych rozmiarów.
- Valdez! - Wrzeszczała Drew biegnąc do nas. Miała rozcięty łuk brwiowy, poszarpany top i nie zbyt atrakcyjną szramę na policzku.
- Yyy.....i ty masz być od Afrodyty? - Wybuchnąłem śmiechem na co ona walnęła obcasem o ziemię jak małe dziecko i już miała na mnie skoczyć, kiedy przede mnie płynnym ruchem wysunął się mój rzymski kumpel. Dziewczyna omal nie zemdlała w jego uchwycie.
- Najpierw powiedz co się stało, dobrze? - Spytał tym głosem, którym się bajeruje dziewczyny.
- Ha...Valdez..Na co ty liczyłeś? Przecież on ma doświadczenie! -  Mruknąłem. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, odsunęła się od blondyna i powiedziała drżącym głosem.
- Amy z domku Apolla...ona potrzebuje waszej pomocy teraz! 
- Gdzie ona jest? - Spytałem przechodząc z trybu ''Leo idiota'' na tryb ''Leo bohater''. 
- W lesie! Zaprowadzę was! - Powiedziała i pobiegła w stronę drzew. Bałem się co może nas tam zastać. Gałęzie smagały mi nogi i dopiero kiedy Jason zawołał mnie po imieniu zauważyłem, że zaczynam się powoli palić.
- Stary...wszystko okej? - Spytał mój kumpel.
- Taak.. biegnij dalej..zaraz was dogonię. - Stwierdziłem i patrzyłem jak syn Jupitera się oddala.
Zrobiłem sobie, krótką i truchtem pobiegłem wzdłuż wydeptanej ścieżki. Kiedy się zatrzymałem stałem obok Jasona....a przed nami leżał chłopiec....miał paskudną ranę na nodze, a Amy gorączkowo polewała mu czymś zranienie modląc się do swojego ojca..Chłopczyk był pół przytomny. Po jego policzkach leciały łzy. Ten chłopak to był Josh..poczułem zapach krwi...zrobiło mi się nie dobrze.

                                                              ***NATALIE***
Był ranek. Właśnie pakowałam swój prowizoryczny plecaczek, który dostałam od łowczyń.
- A co ja się będę męczyć. - Mruknęłam i wypowiedziałam zaklęcie. Wszystkie moje rzeczy zostały w szybki i praktyczny sposób zapakowane. Obróciłam się i za mną opierając się na brzozie stała Miav. Wydawała się jakaś inna. Jej wzrok skupił się na mnie.
- Nic ci nie jest? Bo wyglądasz jak jakaś babcia, która ma dostać zaraz zawału. - Dziewczyna na chwilę zamknęła oczy, a potem warknęła. Jej oczy wypełniły się płynnym złotem.
- Ech...ktoś tu się rozgniewał. - Odpowiedziałam nie wzruszona i podeszłam w stronę grupki dziewcząt.
- Czas ruszać!-  Krzyknęła Thalia. Annabeth kurczowo trzymała się ramienia Piper, a jedna z łowczyń podeszła do mnie i zmierzyła mnie krytycznym wzrokiem.
- Co tak stoisz? - Spytała.
- Chciałam się spytać o Miav...ona tak zawsze?
-Ych...niestety..kiedy do nas dołączyła to..było tak samo, ale kilka miesięcy zaginęła na misji.. nikt jej nie widział..nikt nie wiedział czy żyje. Dopiero parę tygodni temu się odnalazła. Najdziwniejsze jest to, że była cała i zdrowa, a kiedy jej się pytałyśmy jak jej się udało to odpowiadała tylko, że Artemis nad nią czuwała, ale od kiedy wróciła...bogini już z nami nie poluje....nie daję nam żadnych znaków..nic.
- Dziewczyny zbiórka! - Zawołała córka Afrodyty.
- Kim ona jest? - Łowczyni przełknęła ślinę.
- Herosem. - Odpowiedziała.
- Czyim dzieckiem?
- Hadesa, ale ona...jest kimś więcej...
- Pfff....kimś więcej? -Prychnęłam i poszłam po swoją perłę.

                                                                         ***PIPER***
Nie polecam podróży przez Perły, ale w naszym wypadku, było to najlepsze wyjście. Kiedy dotarłyśmy do celu, stwierdziłam, że mogłabym tu zostać na zawsze. Miasto było olbrzymie, ale znalazło się tu trochę miejsca na Matkę Naturę. Obrzeża miasta okalały pagórki i większe góry. Wspaniały krajobraz. 
- To gdzie teraz? - Spytała Annabeth.
- Ja...chyba wiem. - Powiedziała ta ''niezwykła'' z łowczyń. Jej ręce pokrywały czarne żyły.., wyglądała jakby miała zaraz zostać pochowana żywo w trumnie. Na szyi widniał łańcuszek z jakimś symbolem, którego nie rozpoznałam. Przez chwilę wydawało mi się, że świecił jakimś własnym ciemnym blaskiem, ale dziewczyna szybko zakryła naszyjnik ręką.
- To będzie w tamtą stronę. - Wymamrotała Miav. Ona coś knuje - pomyślałam, ale poszłam za resztą.
Stanęłyśmy przed starą kamienicą. Tyle, że ta kamienica..była zamieszkana.
- I w tej norze są przetrzymywani nasi przyjaciele? - Prychnęła Natalie, na co Thalia spiorunowała ją spojrzeniem....dosłownie.
- Nigdy nie lekceważy się przeciwnika, zrozumiano? - Spytała córka Zeusa. Reszta zaczęła coś bełkotać. Popatrzyłam w stronę drzwi. Zasłaniała je Miav. Po jej czole spływał pot, a jej oczy wyglądały jak oczy zapędzonego w śmiertelną pułapkę zwierzęcia.
- Jesteście pewne, że chcecie tam wejść? - Wydyszała.

____________________________________________________________
No to rozdział się podobał ^_^ ?
Pozdro :**
Mroczna

10 komentarzy:

  1. Genialny rozdział napisz kolejny jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta moja znieczulica <3 heh...Rozdzial swietny....Musze znowu poigrac z tb o rozne rzeczy....~N

    OdpowiedzUsuń
  3. *takie pienkne* wow *pieseł Hapy* xD
    a tak na serio bombwy rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominuję cię do Liebster Blog Awards więcej informacji tutaj annabethchase080901@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz tupet!
    Kończyć w takim momencie?!
    Ehh... pisz szybko, bo czkamy na następnego! :D
    Pozdrawiam, i zapraszam do mnie ;D
    http://www.another-world-shadows.blogspot.com/
    nat kko

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do versatile blogger adward, więcej informacji tutaj: http://misja-hogwart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha i jeszcze do Liebster Blog Adward.
      A co do rozdziału: genialny i kiedyś naprawdę kogoś zabiję za takie zakończenia! Czekam ze zniecierpliwieniem na ciąg dalszy.

      Usuń
  7. Bardzo się cieszę, bo widzę, że wzięłaś sobie do serca moją krytykę. Rozdział jest znacznie dłuższy niż poprzednie, a mimo to miało w nim miejsce mniej wydarzeń. Uważam, że jest naprawdę widocznie lepiej.
    Jeśli chodzi o samą treść, to w jednym miejscu chyba zapomniałaś dopisać jakiegoś słowa, albo przynajmniej tak to wyglądało, bo nie dało się zrozumieć, o co chodzi.
    Masz więcej opisów i naprawdę uważam, że ten rozdział to kawał dobrej roboty z Twojej strony.
    Gratuluję Ci tego, ponieważ najważniejsze to się doskonalić...
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdzial jest swietny. Czekam na nn :*
    http://dalsze-losy-herosow.blogspot.com Zapraszam do mnie C;

    OdpowiedzUsuń